sobota, 26 stycznia 2013

Stok narciarski Gromadzyń

To, że nasz region (Bieszczady), nie kojarzy się z wypoczynkiem zimowym to, niestety,  fakt. Turystów w okresie zimowym jest znacznie mniej niż latem, czy nawet jesienią. Powodów jest wiele, ale nie mam już siły czy ochoty po raz kolejny rozkminiać tego tematu :) Powiem tylko tyle: podjechałem sobie dzisiaj na Gromadzyń iiii... było super, pięknie, warunki, itd. :)))  Dodam, że mamy tu jeszcze drugi stok - Laworta. 
Wszystkie dane stoków można znaleźć w sieci więc myślę, że przepisywanie ich tutaj nie ma sensu ;)
To był naprawdę świetny dzień .......














środa, 16 stycznia 2013

Połonina Wetlińska - Zima 2013


Zacznijmy od tego,  że Połonina Wetlińska nie leży w ogródku Gęsiego Zakrętu i trzeba tam dojechać, to fakt. Od dawna słyszę,  że w życiu nie jest najważniejszy cel,  lecz droga prowadząca do niego. Więc droga jest i to nie byle jaka. Dojazd zajmuje około 30-40 min, ale jeżeli jedziesz tą drogą pierwszy raz na pewno potrwa to dłużej, chyba że nie lubisz robić zdjęć, a piękne widoki to hotelowy basen. Będą tacy, dla których dojazd to strata czasu i pewnie wolą kwatery w Wetlinie czy Cisnej, spoko. Dla mnie Bieszczady nie kończą i nie zaczynają się w tych dwóch miejscowościach, a cały temat jest znacznie szerszy (pozdrawiam wszystkich Bieszczadzkich ortodoksów;) ale wiadomo, punkt widzenia zależy od.....blablabla . Ja kocham jeździć po bieszczadzkich winklach i część wyprawy to droga! Jestem zwolennikiem teorii, że żeby poznać dany region trzeba go zjeździć wszerz i wzdłuż,  i w pionie i w poziomie ...i po przekątnych  też. Popatrzcie na fotki. Zima to nie tylko narty. Można sobie strzelić taką wycieczkę, przy minimum zdrowego rozsądku to bardzo bezpieczne dla każdego. Oczywiście, że trzeba mieć szczęście, bo najpierw musi spaść śnieg, potem to się musi rozpogodzić, a to wszystko akurat w czasie Waszego urlopu,  ale czasem szczęściu trzeba pomóc i trzeba TU PRZYBYĆ :).

PS.
Ostatnie zdjęcie jest z zeszłego roku,  kiedy zdobyliśmy szczyt razem z Amelią (lat7),  to tak jakby ktoś stwierdził że nie da rady ;)


Ruszamy :)

Lutowiska


 




Jeszcze trzy zakręty i lecimy z buta.


10 minut i szczyt.

I widok z Połoniny Wetlińskiej.


Lekko zmrożony San :)


Schronisko na szczycie 2012 r.

czwartek, 10 stycznia 2013

" Wywiady miały być ......"

Pozwoliłem sobie na zamieszczenie kolejnego "starucha",  tak to jest jak nic się nie dzieje ;) Jest to wywiad przeprowadzony  przez Piotra (PiotRAS) z portalu- www.rrr.com.pl  i oryginalnie tam się ukazał.
 Trochę czasu minęło ale myślę, że ten blog to świetne miejsce aby uchronić od zapomnienia :)). Dodam tylko,  że od tego czasu odbyły się jeszcze dwa koncerty: Natural Mystic Akustycznie i KaCeZet & Fundamenty.


18.09.2011

Jesteśmy cały czas w drodze

Rozmowa z Pawłem z Gęsiego Zakrętu
Fakty są takie, że Gęsi Zakręt powstał na bazie naszych przekonań, zamysłów, idei, poczucia estetyki, no i, rzecz jasna, wedle możliwości. Lubimy nasz dom i dobrze nam w nim. Bo kto by chciał mieszkać na końcu wszechświata, wokół wilków, niedźwiedzi, rowerzystów, artystów i innych leśnych stworów, gdyby tego nie lubił. Dodam również, że ludzi też lubimy, dlatego... cóż... Zapraszamy. Ania i Paweł www.gesizakret.pl
O muzyce, górach i zakrętach w życiu, z pomysłodawcą najmniejszych koncertów reggae w Polsce rozmawia PiotRAS
Gęsi Zakręt to nie tylko agroturystyka, to również najmniejsza sala koncertowa na polskiej scenie reggae. Jakie zespoły wystąpiły u was i skąd ten pomysł żeby właśnie tu te koncerty się odbywały?
Sami słuchamy muzyki reggae, a ponieważ mamy małe dzieci to nie mogliśmy za bardzo chodzić na koncerty, więc stwierdziliśmy, że trzeba je zacząć robić w domu. A poza tym chodziło o to, żeby zacząć coś robić tutaj, żeby coś się działo. Do tej pory udało się zaprosić takie zespoły jak: Jafia Namuel, Indios Bravos, Abradaba z Gutkiem, również Vavamuffin.
Zadwórze to bardzo mała miejscowość, kto przychodzi na te koncerty?
Przychodzą nasi znajomi. Bo, pomimo, że bardzo krótko tu mieszkamy, to udało się poznać z paroma osobami. Mamy tu już swoich przyjaciół, przychodzi nawet kilka osób z samego Zadwórza, ale jednak głównie przyjeżdżają ludzie z Ustrzyk, które są 6 km stąd. Potrafią przyjechać też ludzie z miasta, z którego się przenieśliśmy, czyli z Warszawy. Pokonują te 500 km po to tylko, żeby zobaczyć koncert tutaj. Mieliśmy taki przypadek, że dziewczyna specjalnie przyjechała na Indios Bravos ze Szwajcarii, bo wiedziała, że u nas to będzie coś zupełnie innego.
Jak zespoły reagują na taką inną atmosferę koncertową?
Mogę mówić tylko o swoich odczuciach. Mam wrażenie, że jest inaczej, jest świetnie, bo za każdym razem zespoły po koncercie zostają. Nie ma takiej sytuacji jak na normalnym koncercie, że po wszystkim zespoły zwijają się i nie można dostać autografu. Tutaj artyści zostają, każda z osób będących na koncercie może podejść, porozmawiać. Oczywiście nie wiem jak będzie w przyszłości, do tej pory było właśnie tak.
Wiem, że marzy ci się akustyczna wersja koncertów.
No tak, bo to byłoby znowu coś nowego, po czterech koncertach w tradycyjnej formie. Już ziarenko zostało zasiane i myślę o tym. Natomiast nie jest to takie łatwe, bo nie każdy zespół musi czuć taką formę i ja się na żaden zespół za to nie obrażę. My próbujemy cały czas i negocjujemy.
Jeśli jakiś zespół ma ochotę, może się zgłosić?
Jasne! Natomiast też jest tak, że staramy się żeby to były zespoły, z którymi się utożsamiamy. Nie zamykamy się wyłącznie na reggae aczkolwiek tak jakoś się dzieje, że to głównie jest reggae, natomiast grają zespoły, których też sami chętnie słuchamy, które coś dla nas znaczą.
Reggae przewija się nie tylko na koncertach, ale w wielu innych płaszczyznach działalności Gęsiego Zakrętu. Masz gęsi w barwy reggae na samochodzie, Indios Bravos gra w tle strony internetowej.
Przede wszystkim wielkie dzięki dla Indios Bravos za możliwość wykorzystania ich muzyki na stronie. Prawda jest taka, że to reggae to jest jak w tekście „reggae jest w sercu mym”. Słucham różnej muzyki, natomiast reggae jest muzyką, która najbardziej na mnie i na Anię działa. Jest to muzyka, która w znacznym stopniu przyczyniła się do tego, że tu jesteśmy, że się przenieśliśmy z Warszawy. Zmieniło się nasze myślenie – nie tracić czasu, robić to, co się lubi.

To trochę jak wyrwanie z Babilonu i powrót do swojej ziemi obiecanej.
Nie wiem sam jak do tego podejść. Czy ziemia obiecana? Mam nadzieję, bo ja patrzę na to tak, że my jesteśmy cały czas w drodze i zobaczymy gdzie ta droga nas prowadzi, na pewno jest mi tu lepiej. Tu jest mi czyściej.
Jak trafiłeś w Bieszczady?
Jeździliśmy po różnych zakątkach Polski motocyklem i kiedyś kolega zaproponował żebyśmy przyjechali w Bieszczady, bo są tu wspaniałe zakręty. Banalne, ale tak tu trafiliśmy. Kręciliśmy się po Bieszczadach, gdzieś to w nas zostało i nagle coś poczułem do tego miejsca i zaczęliśmy szukać i próbować coś tutaj robić.
A dlaczego „gęsi”?
Zawsze jak opowiadam tą historię ludzie oczekują czegoś innego. Liczą na to, że gęsi jak odlatują to tu zawracają, albo, że gdzieś tutaj gęsi hodowano. Prawda jest taka, że gęś to jest moja ksywka, a tak naprawdę Ganso. Trenowałem i trenuję Capoeirę, prowadzę grupę w Ustrzykach. W capoeirze jest tak, że jak zdobywa się pierwszy stopień dostaje się ksywkę. Moja brzmi Ganso, czyli gęś. Natomiast zakręt to jest ten na drodze, ten w życiu i ten w głowie.
Ty zasmakowałeś trochę wolności w Bieszczadach również goście Gęsiego Zakrętu takiej wolności trochę zasmakują, bo tu nie ma czysto hotelowej atmosfery.
No nie, zdecydowanie. My uciekamy od takiej formy. Zdarza się, że goście oczekują od nas czegoś takiego, ale u nas to jest forma luźna zupełnie, chciałbym żeby to było miejsce gdzie ludzie czują się jak u siebie w domu, nie muszą udawać, mają być sobą i cieszyć się z tego, że spędzają urlop.